Gosia i Marek Matuszewscy to para śremian, którą oprócz węzłów małżeńskich łączy również wspólna pasja, jaką jest bieganie.
Ze sportem związani byli od zawsze. Cała rodzina Państwa Matuszewskich jest usportowiona. Swoich sił członkowie próbowali w dyscyplinach takich jak: taniec, kolarstwo, pływanie, snowboard i narty.
Przedstawiając tę parę trzeba zaznaczyć, że nie robią tego tylko dla siebie. Mają oni niezwykle wielkie serca, gdyż biegają charytatywnie.
Matuszewscy są organizatorami śremskiej sztafety 20 października, z której cały dochód przeznaczany jest na wybrany wcześniej cel charytatywny. Odbyło się już 8 edycji.
Warto dodać, że w zeszłym roku celem sztafety była zbiórka dla Amelki, podczas której udało się zebrać z pakietów startowych ok. 25 tys. zł. Ze względu na pandemię wspólny bieg nie odbył się, jednak żaden z uczestników nie chciał zwrotu wpisowego, a więc pomimo braku finałowego wydarzenia – szczytny cel jak zawsze osiągnięto.
Poza tym podczas biegów w innych regionach Polski reprezentująca Śrem para do odzieży przyczepia plakietki informujące o ich celu. Dzięki sponsorom i darczyńcom zawsze dorzucają cegiełkę do ratujących życie zbiórek.
Śremianie zdecydowanie preferują biegi po górach. Są prekursorami w Śremie. To za ich inspiracją teraz na górskich maratonach spotkać można wielu zawodników z naszego miasta. Jak wyjaśnili, uwielbiają podziwiać przyrodę, podziwiać krajobrazy i poznawać wielu, ciekawych i podzielających ich pasję ludzi.
Jednak to nie tak, że są całkowicie zakręceni na punkcie sportu i świata nie widzą. Poza treningami i biegami prowadzą normalne życie i nie praktykują żadnych wyrzeczeń. Oprócz tego, że pracują to potrafią wygospodarować czas dla rodziny i przyjaciół.
Na swoich kontach mają wiele osiągnięć, którymi śmiało mogą się pochwalić. Postanowiliśmy zadać P. Matuszewskim kilka pytań, na które odpowiedzi pomogą Wam zrozumieć ich pasję.
Jak zaczęła się pasja do biegania?
P. Marek: Było to ok. 10 lat temu… Sportem interesowaliśmy się zawsze, jednak do biegania zainspirowała nas nasza starsza córka. Trenowała ona pod okiem Zbyszka Okoniewskiego, który teraz jest już naszym trenerem. Niedługo później wstąpiliśmy do Stowarzyszenia Runner’s Power. Pierwsze biegi były tzw. płaskie, po równych terenach, a później były to już góry. Zawsze dużo chodziliśmy po górach w Tatrach czy Karkonoszach i tak też polubiliśmy po nich biegać. Zdecydowanie wolimy biegi po górach niż po asfalcie. W pewnym momencie stwierdziliśmy, że jeżeli mamy biegać ze Stowarzyszeniem to możemy też tym pomóc. Pierwszy raz pobiegliśmy w 2013 r. dla Patryka. Biegamy i pomagamy.
Dlaczego biegacie charytatywnie?
P. Marek: Po prostu mamy takie dobre serca. Wiemy, że możemy pomóc. Kiedy po pierwszym charytatywnym biegu podeszli do nas ludzie to uczucie było niesamowite.
P. Gosia: Mamy cudowne zdrowe córki i sami jesteśmy na tyle zdrowi, że możemy biegać. W naszej rodzinie również miało miejsce wiele chorób i wiemy, jak cenna jest taka pomoc. Jako organizatorzy sztafety nie czerpiemy żadnych materialnych korzyści, a całkowity dochód przeznaczany jest na konkretny cel. Zawsze poświęcamy swój czas, a w domu przygotowujemy pakiety startowe. Kiedy po wszystkim spotykamy się z rodzinami, ich reakcje – wzruszenie i łzy szczęścia – to rekompensuje wszystkie trudności, stres i koszty!
P. Marek: Nie jesteśmy wybitnie uzdolnionymi biegaczami. Naszym celem jest też usportowienie lokalnej społeczności i promocja rekreacyjnego sportu.
Jakie były Wasze najdłuższe biegi?
P. Marek: Dwa lata temu przebiegłem ultramaraton, Bieg 7 Szczytów o dystansie 240 km w Lądku Zdrój. Był to bieg podczas Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich. Po ukończeniu zacząłem motywować żonę do powtórzenia tego wyczynu i przekonywać, że ze spokojem by sobie poradziła. W końcu się zdecydowała!
P. Gosia: Tak, 25 lipca zrobiłam to! Biegłam 2 noce i 2 dni, w sumie 52 godziny. Na całej trasie było kilka przystanków w punktach kontrolnych, gdzie należało się zameldować, był to też czas na szybki posiłek itp. Jednak nie było czasu na leżenie i spanie, gdyż trzeba było zdążyć ukończyć bieg w wyznaczonym czasie. Po drodze miałam wiele kryzysów… Szczególnie ciężkimi momentami były napady zmęczenia i senności, zwłaszcza podczas drugiej nocy i następnego poranka. Oprócz chęci spania pojawiały się dziwne myśli, majaczenia, ale mimo to musiałam osiągnąć cel! Od 170 km poszło mi już znacznie lepiej, kryzysy odstąpiły i czułam się rewelacyjnie. Poprzednim najdłuższym dystansem był ultramaraton SuperTrial 130 km, który ukończyłam 2018 r.
P. Marek: Muszę dodać, że jestem bardzo dumny z żony! Bieg ten ukończyło tylko 125 z 360 startujących, a w ciągu ostatnich 8 lat 240 km w Polsce przebiegło tylko 61 kobiet!
Czy podczas biegów zdarzają się kontuzje?
P. Gosia: Przeważnie są to mniejsze urazy, najczęściej opuchnięcia kostek i stóp. Natomiast mój mąż może powiedzieć coś więcej, gdyż przeżył jedną ciekawą historię...
P. Marek: W trakcie biegu nic nas nie zatrzyma! Była to sztafeta górska w maju tego roku, a dystans 70 km. Od mety dzieliło 25 km. Będąc pod wpływem emocji nie zauważyłem gałęzi i wbiegłem w nią raniąc głowę. Kiedy się nachyliłem to krew napłynęła do okularów... Ale tak dobrze mi szło, więc nie mogłem przerwać! Owinąłem głowę bandażem i pobiegłem dalej. Dopiero po dotarciu na metę pojechałem do oddalonego o 4 godziny szpitala, gdzie w nocy założono mi 4 szwy.
A jak wyglądają treningi ?
P. Marek: Trenujemy 3 razy w tygodnie, a treningi za każdym razem wyglądają inaczej. Zimą biegi są objętościowe – czyli wolniejsze, a dłuższe. Natomiast na wiosnę stawiamy na jakość, czyli jest to bieg ciągły i krótszy.
P. Gosia: Praktykujemy też różne zabawy biegowe. Zazwyczaj jest to tak, że przychodzimy, trener mówi „dzisiaj robimy to i to”, a my nie analizujemy tylko wykonujemy. Zwykle biegamy po polach, lasach i na stadionie w Śremie. Jeździmy też na krótsze biegi górskie, które są też właśnie naszymi treningami, gdyż w naszych okolicach podobnych terenów do gór nie ma.
Jakie są Wasze ulubione góry?
P. Marek: Do chodzenia są to zdecydowanie Tatry!
P. Gosia: Właściwie to lubimy wszystkie. Zarówno Karkonosze, Góry Stołowe i Bieszczady są tak samo piękne. Jeżeli chodzi o biegi to zaliczyliśmy już niemal wszystkie szczyty w Polsce.
W ilu górskich maratonach startowaliście?
P. Marek: Przebiegliśmy więcej niż 20 maratonów oraz prawie tyle samo ultramaratonów.
P. Gosia: W tym roku zaliczyliśmy kilka zimowych biegów i wiosennych o dystansach: 19, 30, 63, 73 i 86 km. Dodatkowo ja jeszcze ukończyłam Bieg 7 Szczytów na 240 km w Lądku Zdrój.
Dwa lata temu odbyliście spektakularny i ważny dla Was bieg. Co to była za okazja?
P. Marek: W 2018 r. w ukończyliśmy poznański maraton 42 km przebrani za parę młodą. Było to upamiętnienie naszej 20 rocznicy ślubu.
P. Gosia: Już rok wcześniej wpadłam na ten pomysł i koniecznie chciałam go zrealizować! W garniturze pobiegł też nasz ślubny świadek. Biegłam w tiulowej sukni, koronkowym welonie i… butach sportowych. Dodatkowo mieliśmy plastikowe kieliszki do wina. Zawodnicy oraz inni ludzie filmowali nas oraz robili sobie z nami zdjęcia.
"Póki jesteśmy zdrowi i mamy siły to będziemy biegać i pomagać! A co będzie dalej zobaczymy".
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu portalsremski.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz