Wczoraj, 19 sierpnia 2025 około godziny 11:00 na placu jednej z firm szkolących na prawo jazdy w Manieczkach doszło do poważnego wypadku. Antonina, 17-letnia kursantka, podczas drugiej praktycznej jazdy na motocyklu utraciła panowanie nad pojazdem i uderzyła w przyczepę ciężarową stojącą w garażu wiaty. Dziewczyna doznała złamania ręki, urazu kręgosłupa i obrażeń twarzoczaszki. Mimo poważnego stanu dziewczyny karetka pogotowia nie została wezwana na miejsce zdarzenia – poszkodowaną zawiózł do szpitala w Śremie właściciel ośrodka szkoleniowego.
Tor do ćwiczeń, po którym poruszała się Antonina, prowadził bezpośrednio w stronę wiaty, gdzie w boksach stały przyczepy samochodowe. Wylot szybkiego slalomu wychodził na przyczepę ciężarową z długim, wystającym dyszlem skierowanym prosto na tor jazdy. Na szczęście kursantce udało się ominąć niebezpieczny element, uderzając w samą przyczepę.
Świadkiem zdarzenia był Kuba, który mierzył czas Antoninie podczas jej prób slalomu:
Antonina zaczęła jeździć, robić ósemki, najpierw slalom wolny, potem szybki. Za którymś razem poprosiła mnie, żebym zmierzył jej czas. Stałem z boku i mierzyłem, ona co jakiś czas podjeżdżała, by sprawdzić wynik. Za którąś próbą dodała trochę więcej gazu, ale motocykl na wylocie nie hamował – widziałem światło stopu, ale motor się nie zatrzymał. Niestety doszło do zderzenia z przyczepą. Tosia miała ogromne szczęście, że nie trafiła w wystający dyszel. Od razu pobiegłem do niej, wyciągnąłem spod motocykla i udzieliłem pierwszej pomocy. Dopiero po jakimś czasie przybiegł instruktor. Kazałem mu zadzwonić na pogotowie. Myślałem, że to zrobił. Okazało się, że zadzwonił do właściciela szkoły jazdy.
Kuba dodał także, że instruktor prawdopodobnie nie widział samego momentu zderzenia, gdyż był zajęty innym kursantem w pobliżu garażu.
Ojciec Antoniny nie ukrywa rozgoryczenia sytuacją i zaniedbaniami, jakie jego zdaniem miały miejsce:
Gdyby zadzwoniono natychmiast na pogotowie, mogło to przyspieszyć pomoc. Inaczej wszystkie procedury by zadziałały, może pogotowie samo zadzwoniłoby na policję. Porobiło się nie po kolei. Tak jakby ośrodek szkoleniowy chciał coś zataić. W tej chwili ślady są zatarte.
Miejsce, gdzie stała przyczepa, zostało opróżnione jeszcze przed przyjazdem ojca na plac ok. godziny 14:30-15:00.
A dlaczego karetka pogotowia nie przyjechała? Tylko instruktor zadzwonił do szefa i moja córka musiała czekać na właściciela, żeby podjął decyzję. Coś mnie tu zaniepokoiło. Dlaczego nie przyjechała karetka? Dlaczego nie przyjechała policja, nie zabezpieczyła miejsca zdarzenia, nie zabezpieczyła motocykla, nie sprawdziła śladów hamowania lub ich braku? Uważam to za celowe działanie właściciela. Od lat prowadzi naukę jazdy, na pewno miał niejeden wypadek i wie, jak należy się zachować. Kompletne zaniedbanie. A może chciał zataić fakty. Kiedy przyjechałem na plac, już jeździł inny motocykl i po prostu wszystkie ślady zacierał. W tym czasie przyczepy już nie było pod wiatą.
Wiem, że instruktor jest byłym strażakiem i policjantem. Obawiam się, czy to nie wpłynie na działania służb.
– dodaje ojciec Antoniny.
Po wypadku Antonina trafiła do szpitala w Śremie, gdzie lekarze podjęli decyzję o przewiezieniu jej do szpitala w Poznaniu. Obecnie znajduje się pod opieką neurologów i specjalistów. Stan zdrowia dziewczyny jest poważny, ale niezagrażający życiu. Trwa diagnostyka i obserwacja.
Ojciec poszkodowanej złożył już zawiadomienie na policję, która wszczęła postępowanie w tej sprawie. Częścią zarzutów jest m.in. niewłaściwe zabezpieczenie toru jazdy – brak barierek ochronnych czy zabezpieczeń takich jak siano, słoma czy opony, które mogłyby zminimalizować skutki upadku.
Ojciec Antoniny podkreśla, że córka nie była żółtodziobem. Miała już spore doświadczenie w prowadzeniu motocykli.
Moja córka ma już prawo jazdy kategorii A1. Chciała jednak zdobyć kolejne uprawnienie, aby móc kierować motocyklem o większej pojemności silnika. Posiada już więc spore doświadczenie w jeździe motorem. Wiem, że przez pracowników ośrodka uważana jest za świetnego kierowcę. We wrześniu kończy osiemnaście lat. Chciała wówczas przystąpić do egzaminu.
– mówi ojciec poszkodowanej kursantki. Jego zdaniem zawiniły warunki techniczne i brak nadzoru nad bezpieczeństwem dziewczyny.
Sprawa budzi duże emocje, a jej finał może wpłynąć na sposób organizacji praktycznej nauki jazdy w placówkach szkoleniowych w regionie.
[ZT]82525[/ZT]
[ZT]82441[/ZT]
0 0
Zabrakło mi głosu właściciela firmy, co dla mnie jest brakiem rzetelności dziennikarskiej. Tekst został napisany jednostronnie, sugerujący "układy" i zamiatanie sprawy pod dywan, co absolutnie nie ma miejsca. Sugerowanie nieprawdziwych tez godzi w dobre imię firmy i osób tam pracujących. Zamiast rzetelnego przedstawienia wszystkich stron otrzymujemy materiał nacechowany domysłami!