Kiedy mówię „kawały śmieszne do łez”, widzę twarze moich bliskich, które najpierw się rozjaśniają, potem wybuchają śmiechem, a na końcu – już przy wycieraniu oczu – pytają: „Masz jeszcze jeden?”. Z czasem zrozumiałem, że te drobne momenty to coś więcej niż żarty. To cement naszych relacji. W tym tekście opowiem, jak buduję domową kulturę humoru, co mi działa, a czego unikam, i dam konkretne pomysły, które możecie wdrożyć od ręki.
Śmiech to wspólne „tak” dla chwili, którą przeżywamy razem. Kiedy śmiejemy się do łez, od razu rośnie bliskość – bo na sekundę odpuszczamy kontrolę i jesteśmy sobą. Dla mnie śmiech to najprostszy reset: po trudnym dniu, po sprzeczce, po serii „zaraz” i „nie teraz”.
[ZT]81634[/ZT]
W codzienności mamy różne języki miłości: słowa, gesty, wspólny czas. U mnie humor to ten niewerbalny dopalacz: krótkie hasło, absurdalna puenta, mina, którą rozumie tylko nasza ekipa.
Jest jedna ważna zasada: żart nie może być czyimś kosztem. Śmiejemy się z sytuacji, nie z ludzi. Unikam tematów, które dotykają wyglądu, niepełnosprawności, pochodzenia, wiary czy orientacji. Chcę, by każdy w domu czuł się bezpiecznie.
[ZT]82598[/ZT]
Zdarza się. Wtedy mówię wprost: „Chyba słaby ten żart, co? Spróbuję jutro”. To rozładowuje napięcie i uczy, że nie zawsze musimy błyszczeć. Czasem nieśmieszny kawał bywa… najśmieszniejszy, bo przeradza się w wspólny śmiech z „taty-sucharów”.
1.Dwa szczury siedzą w kącie kina i chrupią taśmę filmową.
– Całkiem niezłe kino – mówi pierwszy.
– Zgadza się – przytakuje drugi. – Ale wersja papierowa była lepsza!
2.Blondynka wraca od okulisty.
Koleżanka pyta:
– No i jak tam, co wyszło?
– Lekarz mówi, że z oczami wszystko w porządku… tylko muszę się w końcu nauczyć liter!
3.Żona odwiedza męża w więzieniu i po spotkaniu idzie do naczelnika:
– Panie naczelniku, mój mąż jest wykończony! Może by mu pan dał coś lżejszego do roboty?
– Ależ proszę pani, on ma najspokojniejszą posadę w całym zakładzie – siedzi w bibliotece i tylko karty wydaje!
– No właśnie! A w nocy jeszcze kopie jakiś tunel!
4.Przychodzi uczeń do biblioteki i mówi:
– Poproszę książkę „Anakonda”.
Bibliotekarka unosi brwi:
– Z działu przyrodniczego?
– Nie, nie… to lektura z polskiego.
– Może chodzi ci o „Antygonę” Sofoklesa?
– O właśnie! Wiedziałem, że coś na „A” i coś się tam dusiło!
5.Siedzą dwa zające i chrupią marchewki.
– Ej, słyszałeś? Żubrzyca urodziła małego!
– Serio? No to pewnie słodki maluch?
– Eee… zależy dla kogo.
– Jak to?
– Zęby wystają, uszy przydługie… generalnie lepiej, żeby Żubra nie spotykać przez kilka dni.
6.Nauczyciel matematyki rozdaje klasówki w wyjątkowo słabej klasie i mówi z westchnieniem:
– Niestety, 60% z was kompletnie nie rozumie matematyki.
Na to odzywa się jeden z uczniów:
– No co pan, proszę pana! Tylu osób to w ogóle do tej klasy nie chodzi!
7.Mama Jasia idzie do pośredniaka, żeby znaleźć mu pracę:
– Pani, może coś się znajdzie dla mojego chłopaka, bo pije i pije…
– A co Jasio potrafi?
– No trochę w murarce robił, szkołę podstawową skończył.
– To mamy ofertę: murarz, 4 tysiące na rękę.
– O matko! Przecież on się upije na śmierć za takie pieniądze. Może coś tańszego?
– Jest pomocnik murarza, 3 tysiące.
– Eee, to dalej za dużo… A tak z 600–700 zł?
– 600–700? To niestety… tylko po studiach.
8.Żona wyrzuca mężowi:
– Ty w ogóle o mnie nie dbasz! Cały czas tylko sport w głowie. Nawet rocznicy ślubu nie pamiętasz!
– Ależ pamiętam, skarbie.
– Naprawdę?
– Oczywiście! To było tego samego dnia, gdy Polska zdobyła złoto w siatkówce.
9.Podczas klasówki nauczyciel spogląda podejrzliwie po sali i mówi:
– Coś mi się wydaje, że ktoś tutaj szepcze…
Na to odzywa się uczeń z tyłu:
– Też mam takie wrażenie, ale lekarz mówi, że to normalne przy mojej terapii.
10.W autobusie gość pyta współpasażera:
– Ile przystanków zostało do Placu Wolności?
– Trzy. Po dwóch przystankach znów zagaduje:
– To teraz już tylko jeden?
– Nie, teraz pięć.
11.Do lekarza wpada kucharz i mówi:
– Panie doktorze, mam problem, bo na jedno ucho prawie nic nie słyszę.
– A na drugie? – pyta doktor.
– Barszcz czerwony, pierogi ruskie i kompot.
12.Na lekcji nauczycielka pyta:
– Piotrek, odrobiłeś pracę domową?
– Nie mogłem, proszę pani, bo mama zachorowała i musiałem się wszystkim w domu zająć…
– Siadaj, jedynka! A ty, Kuba, zrobiłeś zadanie?
– Ja musiałem pomagać tacie przy gospodarstwie…
– Siadaj, jedynka! No a ty, Jaś, masz pracę domową?
– Jaką pracę, proszę pani? Brat właśnie wrócił z więzienia, impreza była taka, że dopiero dochodzę do siebie!
– Ty mnie tu swoim bratem nie będziesz straszył. Siadaj, masz tróję.
13.Do doktora przychodzi Kowalski. Lekarz go osłuchuje, bada i mówi:
– Zero alkoholu, zero papierosów i żadnych nerwów.
Kowalski natychmiast zrywa się z krzesła i rusza do drzwi.
– A pan dokąd? – pyta zdziwiony lekarz.
– Wychodzę, zanim się zdenerwuję!
14.Z gabinetu stomatologa wychodzi pacjent, trzyma się za policzek.
– No i jak poszło? – dopytuje żona.
– Dwa zęby wyrwał.
– Ale przecież bolał ci tylko jeden!
– No tak… ale nie miał z czego wydać.
15.Profesor podczas zajęć z językoznawstwa mówi do studentów:
– W polszczyźnie mamy potwierdzenie, zaprzeczenie, podwójne zaprzeczenie, które daje potwierdzenie, oraz podwójne zaprzeczenie, które dalej pozostaje zaprzeczeniem. Ale nie istnieje sytuacja, by dwa potwierdzenia oznaczały negację.
Na to jeden student z tyłu sali:
– Jasne, jasne…
Źródło: https://codziennyhumor.pl/kategoria/kawaly/
Dla mnie „kawały śmieszne do łez” to skrót myślowy: do łez, czyli do rozbrojenia napięcia, do zaufania, do poczucia, że jesteśmy razem. Humor to nie dekoracja, tylko narzędzie budowania rodzinnej kultury, w której jest miejsce i na płacz, i na śmiech – w dobrej kolejności i z uważnością.
Czy śmiech może bagatelizować problemy?
-Może, jeśli użyjemy go zbyt wcześnie. Najpierw uznaję emocje i fakt, że komuś jest trudno, dopiero potem wprowadzam lekki żart.
Co, jeśli dzieci uczą się żartów „z internetu”?
-Robię „kuratorstwo treści”: rozmawiamy o granicach, tłumaczę, dlaczego niektóre żarty są krzywdzące. Dzieciom łatwiej, gdy mają jasne kryteria i… alternatywy.
Mam w domu „anty-śmieszka”. Co wtedy?
-Szanuję to. Humor nie jest obowiązkowy. Szukamy innych form bliskości: wspólne gotowanie, gry, sport. Czasem dystans do żartów zmienia się z wiekiem.
Czy warto uczyć dzieci opowiadania kawałów?
-Tak, bo ćwiczą język, odwagę i wyczucie kontekstu.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz